czwartek, 15 grudnia 2011

Solidaryzm słowiański. Miłość i odwaga

Solidaryzm słowiański. Miłość i odwaga

Autorem artykułu jest Natalia Julia Nowak



Pokrewieństwo Narodów Słowiańskich jest faktem - potwierdzają to zarówno nauki humanistyczne, jak i ścisłe. Istnieje coś takiego jak gen słowiańskości, R1a1, który ma wiele tysięcy lat.

R1a1, czyli gen słowiańskości

Poszukując informacji na temat pochodzenia Słowian, natknęłam się na szereg materiałów, z których wynikało, że istnieje coś takiego jak “gen słowiańskości” - haplogrupa R1a1, dzieląca się na mniejsze podgrupy. Haplogrupa ta jest niezwykle rozpowszechniona w Europie Centralnej i Wschodniej, jednak często występuje również w Środkowej Azji i Skandynawii (oczywiście, tylko u mężczyzn, gdyż jej nośnikiem jest męski chromosom Y). Zdaniem genetyków, R1a1 pojawiła się w Europie wiele tysięcy lat temu, co podważa dominującą dotychczas teorię, według której Słowianie przybyli na Stary Kontynent w V lub VI w. n.e. Coraz częściej mówi się, iż wielka wędrówka Słowian mogła przebiegać zupełnie inaczej niż to sobie dotąd wyobrażano - istnieje prawdopodobieństwo, że nasi przodkowie nie przybyli z Azji Środkowej do Europy, tylko wyruszyli z Europy do Azji Środkowej.


Polska kolebką Ariów?

Jeśli chodzi o polski gen, R1a1a7, to jest on wyjątkowo stary: może mieć nawet od 10 do 12 tysięcy lat. Stąd hipoteza sugerująca, iż kolebką Słowian i w ogóle Indoeuropejczyków (tzw. Ariów) są ziemie polskie. Czy to prawda? Artykuł Petera Underhilla, który ukazał się w listopadzie 2009 roku w czasopiśmie “Nature”, pobudził wyobraźnię wielu Polaków i podwyższył ich samoocenę. Ja jednak myślę, że teoria o polskich korzeniach Słowian i innych Indoeuropejczyków jest zbyt piękna, żeby była prawdziwa. Pamiętajmy, iż istnieje wiele wykluczających się przypuszczeń dotyczących pochodzenia naszych przodków. Jedna z popularnych hipotez głosi, że lud słowiański wywodzi się z Bałkanów. Według innej, Słowianie pochodzą z terenu dzisiejszej Ukrainy. Jak widać, pomysłów jest co niemiara i można w nich przebierać jak w koszu z jabłkami. Oby tylko nie prowadziło to do kłótni i udowadniania innym własnej “wyższości”!


Postrzegać jako półrodaków

Czym jest jednak sama słowiańskość? Kwestią posiadania haplogrupy R1a1 i niczym więcej? Według mnie, słowiańskość składa się z dwóch elementów: pochodzenia etnicznego i przynależności kulturowej. Ta druga to przede wszystkim język, folklor i religia (poprzez religię rozumiem rodzimowierstwo, a nie chrześcijaństwo, które dotarło do Europy z Bliskiego Wschodu i jest ewidentnie obce). Im częściej myślę o etnicznym i kulturowym pokrewieństwie Słowian, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, iż my, Polacy, powinniśmy postrzegać przedstawicieli pozostałych Narodów Słowiańskich jako swoich półrodaków. A oni nas, oczywiście. Choć każdy z tych Narodów jest odrębnym bytem, zasługującym na suwerenność i indywidualne traktowanie, niewątpliwie ma z nami bardzo dużo wspólnego.


R1b1 - potomkowie Tutenchamona?

A przynajmniej więcej niż Niemcy - użytkownicy języka germańskiego i nosiciele haplogrupy R1b1. Skoro jesteśmy już przy temacie R1b1, to wypada wspomnieć o ciekawostce opublikowanej na stronie Odkrywcy.pl. Portal Odkrywcy sugeruje bowiem, iż w Europie Zachodniej żyje wielu potomków egipskich faraonów. Oto stosowny cytat: “Naukowcy z iGENEA porównali próbkę DNA Tutenchamona z materiałem genetycznym współczesnych Europejczyków. (…) Średnio połowa europejskich mężczyzn miała wspólnych przodków z egipskim władcą. W niektórych krajach było to aż 70% populacji (np. w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Francji). DNA porównano pod kątem tzw. haplogrup, czyli charakterystycznych, podobnych ze względu na wspólne pochodzenie, serii genów położonych w specyficznym miejscu na chromosomie. Krewnych Tutenchamona ujawniła haplogrupa oznaczona jako: R1b1a2”.


Idea iście rewolucyjna

Wróćmy jednak do problematyki słowiańskiej. Skoro my, Słowianie, jesteśmy genetyczną i kulturową jednością, to powinniśmy wreszcie porzucić wszelkie uprzedzenia i zacząć ze sobą współpracować na zasadzie równości, równorzędności, równouprawnienia, wzajemnego zrozumienia oraz szacunku dla cudzej odrębności narodowej. Jesteśmy rodziną, a przecież w rodzinie powinna panować zgoda, solidarność i - przede wszystkim - miłość. Nadszedł czas, abyśmy przestali patrzeć na siebie z pogardą oraz wyzwolili się spod jarzma uprzedzeń, także tych głęboko zakorzenionych w naszej mentalności. Solidaryzm słowiański jest ideą iście rewolucyjną, gdyż zmusza do porzucenia poglądów wyniesionych z domu, do tworzenia nowej rzeczywistości i do szokowania ludzi zniewolonych przez skostniałe przekonania (to wszystko wymaga nie lada śmiałości). Siejmy miłość, a nie nienawiść! Jak to się mówi: trzeba siać, siać, siać!


Usunąć bałagan! Wprowadzić porządek!

Ważna uwaga: podczas budowania nowych, przyjaznych stosunków słowiańsko-słowiańskich wcale nie należy zapominać o tym, co było w naszej historii złe, nieuczciwe, niesprawiedliwe i patologiczne. Tam, gdzie ma panować miłość, empatia i poczucie wspólnoty, nie może bowiem być miejsca na niedomówienia, kłamstwa i robienie dobrej miny do złej gry. W relacjach między Słowianami nie zapanuje świeżość dopóty, póki nie rozprawią się oni z tym, co stare, paskudne, zgniłe i cuchnące. Pierwszym krokiem do wprowadzenia porządku jest przecież usunięcie bałaganu. Nikt nie mówi, że walka z bałaganem jest łatwa i przyjemna. Nikt nie sugeruje, iż stawienie czoła totalnemu bajzlowi nie wymaga pewnej odwagi. Ale trzeba wziąć się w garść i zlikwidować bezład, żeby następnego dnia obudzić się w przytulnym i pełnym harmonii otoczeniu.


Zrozumienie, przebaczenie, zjednoczenie

My, Słowianie, musimy rozmawiać ze sobą o tym, co było między nami nie tak. Te rozmowy nie powinny jednak polegać na wzajemnym obrzucaniu się oskarżeniami i pluciu na interlokutora, tylko na słuchaniu ze zrozumieniem i wczuwaniu się w sytuację drugiej strony. Bez względu na to, czego dotyczy dyskusja, trzeba być otwartym na argumenty rozmówcy i kulturalnie przedstawiać własne poglądy. Niezbędna jest też odwaga cywilna. Jeśli ktoś kogoś skrzywdził, to powinien przyjąć do wiadomości swoją winę, pojąć jej destrukcyjność, dokładnie ją wyjaśnić, przeprosić za nią, zadośćuczynić pokrzywdzonemu i zacząć wszystko od początku. Pokrzywdzony zaś powinien zrozumieć te wyjaśnienia, przebaczyć przepraszającemu i zgodzić się na restart wzajemnych relacji. To jest trudne jak dżuma i cholera, ale - powtarzam - nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.


Nie jestem panslawistką, lecz solidarystką!

Na czym powinny się opierać nowe stosunki słowiańsko-słowiańskie? Na nieformalnej, dobrowolnej, swobodnej i spontanicznej współpracy między obywatelami (oraz, rzadziej, między rządami). Moim zdaniem, nasz słowiański solidaryzm powinien być naturalny, szczery, niewymuszony i bezinteresowny. Nie chcę słyszeć o żadnych formalnych uniach politycznych, paktach, traktatach, koncepcjach federacyjnych i projektach typu Sławia, bo to są mordercy niezależności narodowo-państwowej. Nie uważam się za panslawistkę, albowiem panslawizm kojarzy mi się z dążeniem do stworzenia czegoś na kształt drugiego ZSRR lub Imperium Rosyjskiego. Promuję zatem pojęcie solidaryzmu słowiańskiego.


Kto kocha, ten szanuje

Słowianie powinni się miłować. A jeśli kogoś miłujemy, to szanujemy jego autonomię, liczymy się z jego zdaniem i nie patrzymy na niego z góry. Tam, gdzie jest ucisk, pogarda, agresja, przemoc, strach i uraza, nie można mówić o prawdziwej miłości. Kolejna sprawa, o której warto wspomnieć: jeżeli chcemy mieć z kimś właściwe stosunki, to musimy się koncentrować na tym, co wspólne, podobne, łączące, pozytywne, piękne, dobre i wzbudzające nadzieję na przyszłość. Wiem, że to banalne i odrobinę populistyczne stwierdzenie, jednak czuję się zobowiązana przypomnieć tę prostą prawdę.


Chrześcijaństwo dzieli, pogaństwo łączy

Nas, Słowian, łączą geny, mowa i kultura. Może dobrym pomysłem byłoby symboliczne odwoływanie się do wspólnych tradycji pogańskich? Chrześcijaństwo podzieliło nas na katolików i prawosławnych, a rodzimowierstwo było i jest jedno. W dodatku nasze: własne, tutejsze, swojskie. Dlaczego lekceważymy dziedzictwo naszych przodków? Przecież nie mamy się czego wstydzić! Bądźmy dumni ze swojego pochodzenia i swojej mitologii, nie bójmy się podkreślać tego, co wyróżnia nas na tle innych grup etnicznych!


Pomysły do wzięcia

Następny koncept: promujmy swoją tradycję na zewnątrz, przypominajmy światu o tym, co Słowianie dali innym nacjom i co interesującego robili w dawnych czasach. Czy ludzkość wie, że to właśnie Słowianie wnieśli do kultury postać wampira i wymyślili piwo chmielowe (te i wiele innych ciekawostek można znaleźć na stronie Kns.us.edu.pl/artykuly/dawnislowianie/001.html)? Okazją do zjednoczenia się Słowian i zaprezentowania innym ludom cudów słowiańskości może być Euro 2012 organizowane przez Polskę i Ukrainę. Natomiast wspólne kibicowanie piosenkarce Ewie Farnie i oglądanie komedii “Operacja Dunaj” może przybliżyć do siebie Polaków i Czechów. W jednaniu i jednoczeniu ludności słowiańskiej mogłaby także pomagać antywojenna piosenka “Jugosławia” Leny Katiny oraz utwór Ich Troje pod tym samym tytułem.


Vedno skupaj

Kiedy będzie można powiedzieć, iż solidaryzm słowiański stał się faktem? Wtedy, gdy Polak, słyszący obelgi kierowane pod adresem Rosjan, Białorusinów, Chorwatów, Słoweńców czy Serbów, poczuje się, jakby sam został znieważony. Wtedy, gdy ów Polak będzie w stanie powiedzieć: “Jestem Słowianinem. Obrażając Słowian, obrażasz mnie!”. Zero tolerancji dla antyslawizmu! Precz z pielęgnowaniem urazy, nieufności, niechęci, żalu i złości! Zaperunić te wszystkie negatywne zjawiska! Bratia a sestry, spojte sa! Slovani - vedno skupaj! Ljubav i hrabrost!


Natalia Julia Nowak,
6-7 listopada 2011 roku



P.S. Z badań genetycznych wynika, że gen słowiańskości, czyli R1a1, najczęściej występuje w Polsce i… na Węgrzech. W ogóle wszystko wskazuje na to, iż Naród Polski jest najbardziej spokrewniony z Narodem Węgierskim. Czy to oznacza, że Węgrzy są Słowianami, chociaż posługują się językiem zaliczanym do ugrofińskich? A może na Węgrzech żyją potomkowie Polaków - imigrantów, którzy przybyli tam w czasach polsko-węgierskiego sojuszu (albo odwrotnie: może w Polsce mieszkają potomkowie przybyszów z Węgier)? Nie wiadomo. Jedno jest pewne: powiedzenie “Polak, Węgier - dwa bratanki” ma ręce i nogi. Jeśli to prawda, iż Polakom jest najbliżej do Węgrów, to Państwo Węgierskie powinno być naszym sprzymierzeńcem nr 1. Nie chodzi o to, żeby zrobić z Warszawy drugi Budapeszt, tylko o to, żeby przyjaźnić się z Narodem, który jest prawie taki jak my.

---

Natalia Julia Nowak


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dlaczego ogarnia nas dysfunkcja tematyki życia publicznego?

Dlaczego ogarnia nas dysfunkcja tematyki życia publicznego?

Autorem artykułu jest Paweł Momro



Zamiast skupić uwagę opinii publicznej na rzeczywistych problemach, paranoicznie i z uporem maniaka wynajduje się kolejne wydarzenia, kolejne tematy, pokrywające serwisy informacyjne i publicystyczne okładką „Faktu”.

Pytanie jakie chcę postawić jest może nieco prowokujące, ale przede wszystkim zmuszające do myślenia. Jesteśmy przy końcu sierpnia, niedługo wrzesień, wraz z nim rzesze uczniów i studentów wrócą do szkolnych ławek. Na ekrany wróci „M jak coś tam” i inne tasiemce. Panie i panowie posłowie wrócą natomiast do ław sejmowych, a senatorowie do senackich. Ich zadanie będzie sprowadzało się najczęściej do wciskania odpowiedniego przycisku (niektórzy jeszcze podnoszą rękę) w odpowiednim momencie. Od dobrych paru lat to rząd bawi się w legislatora, jest głównym inicjatorem i patronem większości projektów trafiających do parlamentu. A posłowie przeważnie mają tylko głosować, „przyklepywać” lub poprawiać to co zaserwuje im ministerialne grono. A ma być tego trochę, jako że Platforma zapowiedziała „ofensywę” projektową.

Wobec tego śmiem zapytać: czy kogoś to interesuje? Czy ktoś poważny w tym kraju może zająć się sprawami, które za kilka miesięcy staną się obowiązującym prawem? Wszędzie bowiem widzę krzyże, wszędzie widzę problemy Palikota z tą czy nową partią, Migalski ma problem z Kaczyńskim i brzydkim wizerunkiem PiS-u. Wielką pompą jest śródurlopowy zjazd dwustu dżentelmenów w celu klepnięcia jednej nowelizacji i nurtujące pytanie: czy wystarczy posłów na kworum? No i w końcu mega problem z dzisiejszych czołówek portali: prezydent Wałęsa nie chce pojechać na rocznicę Solidarności. Rzeczywiście same kłopoty. Ich powaga i istotność sprowadza refleksję nad życiem publicznym to wniosku, iż ogarnia nas swoista dysfunkcja doboru tematyki życia publicznego. Paranoicznie i z uporem maniaka wynajduje się kolejne wydarzenia i tematy, pokrywające serwisy informacyjne i publicystyczne okładką „Faktu”.

Szkoda, że nie ma tylu chętnych, by zastanowić się nad tym dlaczego szanowna Rada Ministrów chce nas ograbić z kolejnych pieniędzy przez podwyżkę (i tak już drakońsko wysokiego) podatku VAT. Dlaczego RM chce dowalić książkom (do tej pory nieobciążonym) VAT w stawce 8 lub 22 procent (najniższa propozycja, o jakiej słyszałem to 5 procent, z czego minister Rostowski chyba zaczyna się wycofywać)? Jak to jest, że zdaniem niemal każdego specjalisty mamy armię „od parady” i tylko od tego, kompletnie niezdolną do spełniania podstawowej swojej funkcji, jaką jest obrona kraju, a minister obrony narodowej twierdzi, że wojsko jest sprawne i podlega... gruntownej modernizacji? Dlaczego nikt nie rozpocznie debaty w poszukiwaniu alternatywy wobec kompletnej indolencji w kwestii reformy finansów publicznych, w kwestii dalszego zadłużania nas – przepraszam – naszych dzieci na grube miliardy złotych? Pytań jest wiele i można je mnożyć. Zapewne jest też wielu ludzi, którzy szukają na nie odpowiedzi, wielu też odpowiedzi zna. Ale tę grupę celnie zcharakteryzował prof. Krasnodębski jako „część nadmiernie refleksyjnej inteligencji nienadążającej za postępem i modernizacją w wydaniu platformerskim”. Wypadają poza mainstream i nie mają szansy zaistnienia w studiu TVN-u lub TOK FM, no chyba że w formie 5-sekundowego wrzutu jako głos w dyskusji nad jakimś tam drugorzędnym projektem podwyżki VAT-u. Bo przecież pierwszorzędny jest krzyż pod pałacem, transmisja live spod niego i kilkanaście godzin gadaniny na temat tego, kim są ci przy krzyżu i kto ma go (ich?) stamtąd zabrać. A jak stwierdził profesor Santorski, dwie-trzy godziny bez kamer w kluczowych momentach na Krakowskim Przedmieściu i sprawy już by nie było. Tylko, że wówczas trzeba by zapytać rządzącą koalicję dlaczego po raz kolejny jesteśmy okradani i nikt za to nie odpowiada? Albo jak to jest, że buduje się w Polsce społeczeństwo oparte na wiedzy i dowala ludziom do ceny każdego podręcznika kilkanaście procent? A przecież nie o takie pytania chodzi.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Lech Wałęsa kontra Lech Kaczyński - prawdziwa walka stulecia

Lech Wałęsa kontra Lech Kaczyński - prawdziwa walka stulecia

Autorem artykułu jest politycznykiermasz



Spodziewana walka polityczna na deskach Sądu Okręgowego w Warszawie została odroczona, mówiąc w żargonie bokserskim odwołana do 18 grudnia tegoż roku.

Zawodnicy jak żartobliwie zwykło mawiać się w kuluarach to niespodziewanie dwóch imienników. Po obu stronach zmierzą się : obecny prezydent Lech Kaczyński oraz były prezydent Lech Wałęsa. Trudno jednogłośnie przedstawić jaką wagę reprezentują obie strony sporu, można jednak powiedzieć śmiało i bez kozery – toż to prawdziwa walka stulecia. Arsenał przygotowany, działa wycelowane – no to zaczynamy.

W żartobliwym tonie można z cała pewnością powiedzieć - prawda gdzieś jest. Dokładnie rok temu rozpoczęła się „krucjata” zmierzająca do wyjaśnienia agenturalnej przeszłości byłego prezydenta. Pojawia się literatura „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” której to autorzy są szkalowani i nie do końca traktuje się książkę jako wyjaśnienie całej sprawy. Pojawia się dokument – Telewizja Polska S.A. wyemitowała film pt. „ TW BOLEK”. Lech Wałęsa broniąc się przed atakiem groził iż pozwie TVP za emisje tegoż dokumentu – odszkodowaniem miało być 20 milionów złotych. Obecną sprawę, w której Lech Wałęsa pozywa obecnego prezydenta o nazwanie go tajnym współpracownikiem SB w wywiadzie udzielonym dla telewizji Polsat, odroczono do 18 grudnia.

Główną linią obrony Lecha Wałęsy będzie wyrok Sądu Lustracyjnego z roku 2000. W którym jasno i wyraźnie uznano iż były prezydent nie miał agenturalnej przeszłości "nie współpracował ze służbami specjalnymi PRL". Lista Macierewicza przedstawiała listę tajnych współpracowników SB – poseł Kazimierz Świtoń oznajmił iż na liście znajduje się nazwisko Wałęsy zakodowanego jako TW „Bolek”. Doszło później do słynnej „nocnej zmiany” która obaliła rząd Jana Olszewskiego – rząd nadziei na dekomunizację ? Na słynnej zmianie uczestniczył min. Lech Wałęsa, Waldemar Pawlak czy Donald Tusk. Za kadencji prezydenta Wałęsy doszło także do otwarcia teczki TW „Bolek”. Teczka zwrócona, jak zauważono za kadencji prezydenta Kwaśniewskiego , zawierała mniej materiałów niż powinna zawierać.

Dowodów jest jeszcze kilka. Czy wskazują one jednoznacznie na agenturalną przeszłość Lecha Wałęsy? Pozostawiam to do Państwa oceny.

---

http://politycznykiermasz.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl